10 maja 2012

Maska - zatańcz ze mną w wirtualnej maskaradzie


___CZYLI CO?_______________

  • ...czyli krótka subiektywna analiza zdjęć profilowych w portalach społecznościowych
  • ...czyli edytowane zdjęcia profilowe - informacja na temat właściciela
  • ...czyli zdjęcie profilowe jako maska
  • ...czyli media społecznościowe jako wirtualna maskarada
____________________________

Masz konto na Facebooku? Masz w takim razie również zdjęcie profilowe (prawdopodobnie). Ile razy je aktualizujesz? Pokazuje rzeczywiście Twoje zdjęcie czy może stylizowane Twoje zdjęcie, a może w ogóle przedstawia zupełnie coś innego?

Facebookowe zdjęcie profilowe to tylko przykład. Niemalże na każdym portalu społecznościowym można je wgrać, żeby (w założeniu) nasi znajomi wiedzieli, że profil należy do nas. Facebook jest o tyle dobrym przykładem, że zdjęcie profilowe jest dość sporych rozmiarów, a obecnie dzięki nowej funkcjonalności Facebooka można je zobaczyć nawet na pełnym ekranie. Jeszcze lepszym przykładem byłby Google +. Posiada on proste narzędzie Creative Kit, dzięki któremu możemy z łatwością edytować zdjęcia wgrane na profil. Funkcja ta została dodana do Google + tuż przed Halloween, dzięki czemu użytkownicy mogli zrobić ze swoimi zdjęciami coś podobnego do tego, co sama zrobiłam:



Oczywiście, wykazuję się tutaj całkowitym ekshibicjonizmem, ale jest on uzasadniony. Dość interesujący jest fakt, że dodatek ten został opublikowany tuż przed Halloween, czyli (jak wiadomo) wielką maskaradą w wigilię Święta Zmarłych. Słowo "maskarada" ma tutaj ogromne znaczenie, ale o tym za chwilę.

"Zobacz, jak świetnie wyglądam"

Na początku wrócę do pytań zadanych przeze mnie na początku notki: "[Czy Twoje zdjęcie profilowe] pokazuje rzeczywiście Twoje zdjęcie czy może stylizowane Twoje zdjęcie, a może w ogóle przedstawia zupełnie coś innego?" No właśnie. Jeśli przedstawia Twoje neutralne zdjęcie, to jesteś częścią niewielkiego procentu użytkowników Facebooka (czy innego portalu), którzy nie chcą fotografią powiedzieć czegoś o sobie. Osobiście w takie sytuacje nie wierzę. Uważam, że każde zdjęcie profilowe na każdym portalu społecznościowym służy nie tylko temu, żeby znajomi wiedzieli, że ja to ja. Uważam, że każde zdjęcie profilowe ma za zadanie (świadomie-nieświadomie) przekazać  informację na temat właściciela profilu.

Najbardziej prostym komunikatem jest zwyczajne "zobacz, dobrze wyglądam". Ma to szczególne znaczenie, gdy na portalach społecznościowych spotykamy znajomych sprzed lat - "zobacz, ale teraz dobrze wyglądam". Pójdźmy jednak krok naprzód, a mianowicie do komunikatu "zobacz, ale zajebiście wyglądam". Co jednak, jeśli w życiu nie do końca tak zajebiście wyglądam? I tutaj technologia wychodzi do nas z pomocną dłonią: małe poręczne aparaciki, telefony komórkowe, programy graficzne, a nawet już takie cudeńka jak właśnie Creative Kit. W najbardziej prymitywnej formie wystarczy lustro, łapka w górę z telefonem/aparatem, słodka minka, podkreślenie oczu i zamazanie niedoskonałości cery w programie graficznym i... proszę bardzo! jestem śliczna i tak zwana sweet focia gotowa. A potem na Demotywatorach pojawiają się pełne rozpaczy, goryczy i sarkazmu pytania "Czemu ona tak nie wygląda w rzeczywistości???" Mówię teraz o najbardziej prymitywnej formie, ale są też i takie fotografie profilowe, które zapierają dech w piersiach i mają w sobie coś z dzieł sztuki. Są też fotografie profilowe, które wcale nie przedstawiają nas, tylko, np cytaty, samochody, krajobrazy, sławnych ludzi, i tak dalej i tak dalej. A wszystko po to, żeby przedstawić jakąś informację na swój temat. Jeśli teraz kręcisz głową i mówisz w duchu "nieee, moja fotka na Fejsie jest zrobiona dla jaja" albo "eee ale moja fotka na Fejsie to bohater z kreskówki i żart" - to też przekazuje światu jakąś informację na Twój temat.

Świadome nakładanie maski



Ok, a teraz wracając do tajemniczego słowa "maskarada". Podczas Halloween przebieramy się za czarownice, zombie i inne. Google, żeby zaangażować użytkowników, pozwolił im się bawić w tę maskaradę nieco dłużej niż przez jeden wieczór. Prawda jednak jest taka, że Google tylko wprost pokazał nam, że edycja zdjęć profilowych i umieszczanie ich na swoim profilu powoduje, że bawimy się w wirtualną maskaradę.

Zdejmijmy te krzyże, blizny i błyskawice z mojej twarzy - czy maskarada przestała istnieć? Nie, wciąż został dobrze wszystkim znany efekt rozmycia i podkreślone czerwone usta, czyli to, do czego Creative Kit nie jest mi potrzebny, bo mogę to osiągnąć w każdym innym programie graficznym. A ta poza z papierosem, wyraz twarzy? Tutaj rzeczywiście pochodzi ona z mojego filmu, niemniej dalej jest to poza - to nie jestem ja, a mimo to opublikowałam to zdjęcie na Google + i Facebooku. I każde profilowe zdjęcie (czy przypadkowo zrobione czy podrasowane) jest wybierane świadomie przez użytkownika. Oznacza to, że użytkownik świadomie godzi się na to, żeby ludzie widzieli go właśnie tak, a nie inaczej. I co więcej - chce, żeby tak go widzieli. Użytkownik świadomie nakłada maskę, żeby przekazać światu informację (prawdziwą lub nie) na swój temat. Nieraz można zauważyć fałsz między zdjęciem profilowym osoby a jej rzeczywistym charakterem, np zdjęcie przedstawia straszliwego wilka, a osoba jest pogodną dwudziestką, która w komentarzach zawsze wstawia emotikonkę ":-D". Jednak nie chciałabym tutaj oceniać kwestii ewentualnego fałszu. Tutaj przede wszystkim chciałabym się zastanowić, z czego przybieranie masek wynika.

Maskarada od czasu homo sapiens sapiens

Source: google.pl via Katarzyna on Pinterest



Source: google.pl via Katarzyna on Pinterest


Pojawiło się tu słowo prymitywne i dobrze. Tego właśnie słowa chciałam użyć. Nie chciałabym jednak, żeby było ono rozumiane pejoratywnie. Prymitywne ludy naśladowały swoją grupę i to właśnie wśród tych ludów powstały pierwsze maski. Początkowo miały one funkcję religijną i rytualną. Szaman nakładając maskę wcielał się w postać, którą przedstawiała. Maski mają wiele funkcji oraz znaczeń. Istnieją i istniały maski ochronne - mam tu na myśli zarówno maski używane np w medycynie, jak i prymitywne malowanie twarzy, gdy wojownicy szli stoczyć bój. Maski pośmiertne miały chronić zmarłego i połączyć go ze światem przodków. Jedno się nie zmieniło od początku istnienia homo sapiens sapiens - maska dodaje człowiekowi pewnych cech lub zmienia go, maska chroni przed otaczającą rzeczywistością, stwarza pewnego rodzaju dystans, dzięki czemu możemy spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy.



Jak reagują na przybraną maskę odbiorcy? To zależy, jak bardzo adekwatna jest do sytuacji - maska może zarówno rozśmieszyć, przestraszyć, bo taki jest jej zamiar lub przekazać zupełnie inny komunikat, który nie był w intencji nadawcy. Tak samo jest z maskami przybieranymi przez nas w internecie - jeśli są adekwatne, spełniają swoją rolę i odbiorcy widzą nas takimi, jakimi chcemy, żeby nas widzieli.
Według Doriana Wiszniewskiego i Richarda Coyne'a w tekście "Maska i Tożsamość: Hermeneutyka Samostanowienia w Epoce Informacji" maska niesie informacje na temat osoby, która się za nią ukrywa (np w skrajnej formie osoba interesująca się malarstwem, będzie podawać się za malarza). Według autorów, człowiek wchodząc do wirtualnej przestrzeni natychmiast tworzy maskę swojej tożsamości. Niektórzy jednak tak silnie boją się pokazać swoje prawdziwe ja, że przybierają jeszcze bardziej skrywające ich maski.



Osobiście uważam, że nie jest to tylko kwestia lęku, ale chęci tworzenia siebie samego. Internet dał nam możliwość, żebyśmy wreszcie sami decydowali kim mamy być i jak ludzie mają nas postrzegać. Sami sobie jesteśmy prymitywnymi szamanami. Portale społecznościowe i omawiane tutaj przeze mnie fotografie profilowe są początkiem tego procesu. Oczywiście, natychmiast nasuwa się tutaj skojarzenie z manipulacją. W człowieku jednak od maleńkości drzemie mały aktor, który kiedyś był strażakiem czy królewną, a który z czasem jest zabijany przez dorosłą rzeczywistość.




9 maja 2012

Psychologia sharującego

___CZYLI CO?_______________


  • ...czyli jakość udostępnień na Facebooku
  • ...czyli udostępnienia jako psychiczny ekshibicjonizm

____________________________

No i tak. Znów piszę, żeby podzielić się z Wyimaginowanym  Czytelnikiem pewną refleksją. W lutym pisałam o tym, że platformy społecznościowe zbierają nasze wspomnienia. Ostatnio przeglądając timeline jednego z fanpage'y, który prowadzę, bardziej skupiłam się nie na like'ach i komentarzach, ale na udostępnieniach. Tym razem jednak nie chodziło mi tylko o ich liczbę, ale co się za nimi kryje. A kryją się przewspaniałe wiadomości dla fanpage'a, którego treść jest udostępniana.

Oczywiście, nie wszystkie posty, które są udostępniane przez użytkowników, są dostępne dla administratora fanpage'a. Dostępne są tylko te, które są publiczne (na szczęście). Tak czy inaczej, w Polsce jeszcze nie wszyscy zaznajomili się z zasadami prywatności na Facebooku, w związku z tym można śmiało zerknąć, co ludzie piszą na swoich profilach, udostępniając treści fanpage'a.

Procent udostępnień, biorąc pod uwagę liczbę fanów, jest zazwyczaj znikomy. Jednak to właśnie o tych fanów wszystkie fanpage powinny walczyć najmocniej. Są oni bowiem ambasadorami fanpage'a. Publikując jego treści  na swoim prywatnym profilu, pokazują, że identyfikują się z nimi.

W grudniu 2011 roku - czyli biorąc pod uwagę ogromny postęp w świecie mediów społecznościowych - wieki temu, Natalia Hatalska przedstawiła taką infografikę dotyczącą Generacji L: http://hatalska.com/2011/12/09/generacja-l-infografika/ . Mimo to wracam do niej bardzo często zastanawiając się nad psychologicznymi warunkami odbiorców w mediach społecznościowych. W przypadku jednak tej notki, chciałabym zwrócić uwagę na jeden jej fragment:


Mniejsza już o procenty, ważne jest to, że większość respondentów przyznaje się do dzielenia się treściami po to, by pokazać siebie samych jako lepszych - czy po prostu pokazać jakieś tam wyobrażenie na swój temat.

Zajrzyjmy do praktyki. Osoby, które udostępniają treści na Facebooku albo chcą poinformować znajomych o jakiejś nowości "Ej, zobaczcie, ale czad!" albo publikują wszystkim już znaną treść, ale mimo to, chcą się nią podzielić, ponieważ... No właśnie - ponieważ co? Ponieważ pokazują, że np ten zespół lubią albo nie lubią, a skoro lubią, to pokazują, że są tacy lub inni. Np. jestem kobietą i zaczynam udostępniać treści do fanpage'a związanego z motoryzacją. Dodaję do tego jeszcze swój obiektywny komentarz i natychmiast czuję się oryginałem wśród kobiet. Nie oznacza to wcale, że taka przykładowa pani kompletnie nie zna się na motoryzacji, ale chce koniecznie to pokazać. Lub chce spowodować dyskusję, dzięki czemu i tak (świadomie-nieświadomie) pokazuje, że z nią o motoryzacji możesz porozmawiać. Ta pani nie będzie kreować siebie kreując treści - ta pani będzie tylko linkować do stworzonych treści i komentować je.

Wracając do Hatalskiej - skoro zatem robimy się coraz bardziej leniwi i jedyną naszą aktywnością jest like lub udostępnienie, to oznacza, że trzeba na nas spojrzeć już trochę inaczej. A naszą aktywność - like/share traktować jako przejaw zaangażowania. Warto jednak spojrzeć na minimalny procent osób, które udostępniają nasze treści, ponieważ nagle okazuje się, że nie są to tylko cyferki, ale ludzie, którzy łączą pewne emocje z naszymi postami. Udostępniając nasze treści śmieją się, są oburzeni, zaciekawieni itd. Nie robią z tą emocją nic więcej prócz ewentualnej dyskusji ze znajomymi (co jest naszym ogromnym sukcesem, bo temu pokoleniu nic innego "się nie chce").

Ciekawe w ogóle jest to, do jakiego minimalizmu media społecznościowe doprowadziły nasze emocje. A może jest to w ogóle znak naszych czasów? Jesteśmy codziennie zalewani falą emocjonujących informacji z każdej strony, że jedyną naszą reakcją jest like.